W kilku postach wspominałam Wam już o nowej pracy, nowych wyzwaniach i w ogóle całej masie rzeczy, z którymi aktualnie mierzę się zawodowo – dziś będziecie mieli okazję poznać je trochę bliżej i to tak jak lubię najbardziej, czyli z konkretnymi przykładami. Pewnie nie będzie dla Was żadnym zaskoczeniem fakt, że tłumacz w swojej pracy często trafia na rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają się kompletnie niezrozumiałe, nieczytelne, śmieszne czy też po prostu pozbawione sensu. Jednak za każdym razem, kiedy sama trafiam na coś podobnego, przeżywam mały szok, potem dopiero następuje faza śmiechu lub załamania, a potem tłumaczę. Często też do tych fragmentów wracam, by upewnić się, że na pewno dobrze je zrozumiałam – póki co udało mi się uniknąć wtop. Chociaż ostatnio czekały na mnie naprawdę ekscytujące rzeczy.

Co musiałam przetłumaczyć? Już wyjaśniam! Na swoją obronę dodam tylko, że świat chemii, fizyki i wszelakich rzeczy z tym związanych, nigdy nie był mi specjalnie bliski, ale niedługo się chyba zaprzyjaźnimy. Przynajmniej jesteśmy na dobrej drodze.

Białe alpaki

Tłumaczyłam ostatnio w pracy specyfikacje techniczne. Sporo w tym było technicznych pojęć i specjalistycznego słownictwa. Udało mi się przebrnąć przez opis narzędzi i szczegółowe przedstawienie późniejszej produkcji (a opis narzędzi po hiszpańsku naprawdę stanowił małe wyzwanie, kto tłumaczył ten wie – te długie nazwy składające się z wielu wyrazów, zdania na pół strony i oczywiście nic nie było zaczerpnięte z angielskiego). No i tak to tłumaczę, nawet szło to sprawnie, bo po przebrnięciu przez pierwsze dwie strony, zaczęłam już wszystko rozumieć, wyobraziłam sobie cały proces i dalej szło już w sumie gładko, aż nagle trafiam na białą alpakę i już chciałam tłumaczyć, dopóki nie skapnęłam się, że to w ogóle nie ma sensu – przynajmniej nie w tym sensie, jaki przyszedł mi na myśl. Otóż dotarłam do fragmentu z opisem metali. Sporo było o miedzi, mosiądzu, także spoko – to kiedyś przerabiałam. Ale dalej w tekście naprawdę była alpaca blanca, a to przecież nic innego jak biała alpaka! No i wszystko super, pod warunkiem, że na myśli mamy najsłodsze na świecie, puchate zwierzę, a nie specyfikacje techniczne. Co tam robiła ta biedna alpaka?

Na szczęście szybko się skończyło moje zaćmienie umysłu i zrobiłam szybki research. Z ciekawości zawsze można sobie coś wpisać w google albo najlepiej od razu w google grafika – w tym wypadku wpisanie nazwy po hiszpańsku dalej niewiele dawało. To znaczy wyskoczyły miliony słodkich alpak i jakieś strony o piwie (świetna nazwa), no ale dalej nie było to coś przydatnego do specyfikacji technicznej. Problemem był fakt, że ta nazwa pojawiała się w tabelce, nie w jakimś zdaniu, opisie czegoś, więc zdecydowanie brakowało kontekstu. Na dobrą sprawę właściwie nie wiedziałam, co chciałam w tej wyszukiwarce znaleźć. Zastosowałam więc metodę poszukiwawczą numer dwa, która świetnie sprawdzała mi się na studiach przy tłumaczeniu tekstów budowlanych i innych technicznych cudach. Jest to metoda tłumaczenia dosłownego. Bardzo dobrze się sprawdza, kiedy na dobrą sprawę nie wiadomo czego w sumie się szuka, gdyż często wyskakuje coś podobnego, co już naprowadza na dobry trop. Wpisałam więc w google „biała alpaka”. Niestety skutek był ten sam – masa przesłodkich zwierząt i nic związanego z tematem tłumaczenia. Po tych dwóch próbach tłumaczenia (no dobra, zajęły one łącznie jakieś 20 sekund, po prostu fajnie czasem w pracy pooglądać alpaki) zaczęłam analizować, czego może dotyczyć ta nazwa, no i najsensowniejszy wydawał się metal, bo tego przecież dotyczył ten rozdział. Cóż za odkrycie! Alpaka to właśnie metal.

W Polsce przyjęło się używać po prostu termin „alpaka” lub „nowe srebro”. Warto jednak pamiętać, że człon „nowe” jest tutaj niezmiernie ważny, bo to nie jest srebro. Sami rozumiecie, przy tłumaczeniu specyfikacji ma to wręcz kolosalne znaczenie. Ale sprawdziłam sobie z ciekawości w internecie i określeń na to jest o wiele więcej: chińskie srebro, pakfong, alfenide, argentan, alfenid, arfenil, melchior, neusilber, srebro Schefildskiego, metal Christofle’a, białe srebro. Niezależnie które napotkacie w tekście będziecie już wiedzieli o co chodzi. A najlepsze jest to, że ja ten produkt znam i spotkałam się z nim nie raz, ale gdy zobaczyłam tą alpakę to jakoś zupełnie nie skojarzyłam, że właśnie o tym mowa. A skoro już tak sobie opisujemy te metale, to wiecie z czego w sumie ta alpaka powstaje? Jest to wysokoniklowy mosiądz, czyli po prostu stop miedzi z cynkiem, do którego dodaje się nikiel. I to właśnie usatysfakcjonowana wpisałam w specyfikacji technicznej. Jak wyszło? Bardzo dobrze. Specjaliści wszystko zrozumieli, a ja poczułam, że powoli wkręcam się w te specjalistyczne teksty i coraz bardziej mi się to podoba.

Ale dalej to już będzie jazda…

No i jeszcze tu musi być ta… spektrometria

Usłyszałam to słowo, zanotowałam w głowie, spojrzałam do tekstu (tym razem były to certyfikaty) i na chwilę zbladłam. Bo w tekście wcale nie było jakiejś tam spektrometrii, tylko ICP, czyli jak to się ładnie mówi po polsku (bo tym razem poszukiwania dotyczyły hiszpańskiego odpowiednika) „spektrometria emisyjna sprzężona z plazmą wzbudzaną indukcyjnie”. Szczerze przyznaję, że coś takiego widziałam pierwszy raz w życiu i nawet po przeczytaniu krótkiego opisu badania dalej nie bardzo rozumiałam, na czym to w sumie polega. A drugi problem był taki, że o ile tłumaczenie wyrazu, nawet jeśli jest to termin naukowy, czy krótkiej frazy (2 czy 3 wyrazy) można znaleźć dosyć łatwo, o tyle tłumaczenie długiego terminu naukowego może nastręczać większych trudności. Raczej mało kto chciałby wymyślać tłumaczenie czegoś tak skomplikowanego (zresztą wcale się tego nie zaleca). I tu z pomocą przyszła akurat Wikipedia i kilka innych stron naukowych, na których te opisy były troszeczkę przyjemniejsze. Na Wikipedii znalazłam na przykład pokaźny artykuł o spektrometrii mas oraz osobny dotyczący spektrometrii mas sprzężonej z plazmą wzbudzaną indukcyjnie. I była nawet wersja hiszpańska! Teraz słuchajcie jak to ładnie brzmi po hiszpańsku: Espectrometría de Masas con Plasma Acoplado Inductivamente. Prawda, że ładnie?

Oczywiście kilka szczegółów musiałam jeszcze dostosować, ale jednak wersja z Wikipedii posłużyła mi jako świetny początek do poszukiwań. Całość udało się przetłumaczyć zadowalająco, byłam z siebie naprawdę dumna, bo te opisywane przeze mnie poszukiwania wcale nie zajęły aż tak dużo czasu, a efekt był naprawdę pozytywny.

Jaki mamy wniosek z dzisiejszego wpisu? Po pierwsze nauczyliśmy się kilku pojęć albo utrwaliliśmy je sobie, po drugie wiemy, że tłumacz może trafić na wszystko i wymówka w stylu „ja chemii nie lubię”, która przyznaję w liceum jakoś się jeszcze sprawdzała, teraz jest już trochę głupia, bo od pewnych terminów nigdy nie uciekniemy – mogą nam się trafić w każdym tekście. A po trzecie najważniejsze, myślę że ten tekst uzmysławia jedną z najważniejszych zasad, której sama nauczyłam się na studiach – tłumacz nie musi wiedzieć wszystkiego, ale musi umieć wszystko znaleźć!

I z tą myślą Was już na dzisiaj zostawiam, chyba  wystarczy niespodzianek w tłumaczonych tekstach. Koniecznie napiszcie, czy Wam te pojęcia były znane? A może Wy też trafiliście ostatnio na cos co Was rozśmieszyło, zdziwiło czy może przyprawiło o chwilę grozy i szybsze bicie serca? Dajcie znać! Chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach. Sama wracam właśnie do tłumaczeń (już trochę przyjemniejszych), a Was zapraszam jeszcze na Instagram, fanpage na facebooku oraz do grupy dla dzielnych Ninja – Ninja po godzinach!

Polecam także nadrobić poprzednie wpisy – o mojej magisterce z netflixa, podsumowanie piątego roku studiów oraz historia, jak trafiłam na lingwistykę.

Do zobaczenia w następnym wpisie!

 

Photo by freddie marriage on Unsplash