W dzisiejszym poście przygotowałam dla Was krótkie wprowadzenie do tematu, czyli kilka słów o wolontariacie w najróżniejszych formach. Warto rozprawić się z kilkoma mitami, zanim odpowiemy na pytanie: czy warto tłumaczyć na wolontariacie?

Temat tłumaczy-wolontariuszy regularnie przewija się przez wszystkie fora i grupy poświęcone tematyce tłumaczeń. Co więcej, wzbudza dużo emocji, a posty dotyczące tego tematu należą do najchętniej komentowanych. Ostatnimi czasy ich autorzy zainspirowani Światowymi Dniami Młodzieży, gdzie pracę tłumaczy wykonywali właśnie wolontariusze, komentowali każde tłumaczenie i nie szczędzili krytycznych opinii. Ale jak to zwykle bywa, uczestnicy dyskusji zaczęli przytaczać wiele innych historii, osobistych lub gdzieś zasłyszanych, i tak właśnie wszyscy wolontariusze wylądowali w jednym worku, niezależnie od miejsca i rodzaju pracy, którą wykonywali. Jako że sama miałam okazję być wolontariuszką, właśnie w grupie tłumaczeń, oraz z uwagi na wcześniejsze doświadczenie na różnych wolontariatach stwierdziłam, że przygody młodego tłumacza to świetna okazja by napisać kilka słów na ten temat.

Na początek warto przeanalizować ogólną opinię na temat wolontariatu. W Ameryce na przykład, udzielanie się w różnych organizacjach i fundacjach nikogo nie dziwi, wręcz przeciwnie, ludzie traktują to jako coś normalnego i przychodzi im to naturalnie. Chcą angażować się w życie społeczności i robić coś dla wspólnego dobra. Mieszkańcy miast pomagają w bibliotekach, lokalnych fundacjach, organizują różne festyny i, co najważniejsze, nie oczekują za to pieniędzy. W Polsce częściej można spotkać negatywne opinie na temat wolontariatu, ponieważ nie jest on aż tak mocno zakorzeniony w naszej kulturze. Temat jest jeszcze bardziej drażliwy w przypadku niektórych grup zawodowych. I tłumacze właśnie do nich należą.

Opinia tłumaczy na temat wolontariatu wydaje się częściowo uzasadniona, ale tylko na pierwszy rzut oka. Rzeczywiście, często borykają się oni z niskimi stawkami, nieproporcjonalnymi do trudności wykonywanej pracy oraz ilości poświęcanego czasu. Niestety, młodzi, niedoświadczeni tłumacze często zgadzają się na tego typu oferty pracy. Ciężko jest im znaleźć lepiej płatne zlecenia, ponieważ nie mają w swoim dorobku żadnych większych tłumaczeń, a ze studiów wynoszą wiedzę raczej teoretyczną. Często zgadzają się także na bezpłatne staże, pracę w zamian za atrakcyjny wpis w portfolio. I właśnie z tą grupą tłumaczy utożsamiani są wolontariusze, uznawani przez bardziej doświadczonych kolegów za osoby psujące rynek. Ale czy rzeczywiście można postawić znak równości między tymi dwoma grupami?

Kiedy czytam posty lub artykuły dotyczące tłumaczy-wolontariuszy, często pełne są negatywnych stwierdzeń i uogólnień. Można na przykład spotkać się z opinią, że są to osoby nieposiadające odpowiedniego wykształcenia, albo w ogóle słabo znające język. W opinii osób komentujących jest to powód, uniemożliwiający znalezienie innych (czytaj: płatnych) zleceń, dlatego też pracują na wolontariacie. Zarzutów jest naprawdę wiele, ale na szczęście niewiele z nich jest prawdą. Wolontariat często gromadzi osoby, które pragną poświęcić swój wolny czas dla wspólnego dobra, a więc w wielu przypadkach tłumacze-wolontariusze zajmują się nim po pracy. Tak samo funkcjonuje to w przypadku studentów. Weźmy na przykład tłumaczenie na niszowym festiwalu. Bardzo często odbywają się one w weekendy, więc nic nie stoi na przeszkodzie by pogodzić taki wolontariat ze studiami lub z inną pracą. Podobnie rzecz ma się z wykształceniem. Osoby angażujące się w wolontariat bardzo często są wykształcone, i nawet jeśli nie skończyły kierunku ściśle związanego z tłumaczeniem, to jednak język znają i chcą zaoferować swoje umiejętności innym ludziom.

Muszę przyznać, że przy okazji różnych imprez i wydarzeń spotykałam naprawdę fantastycznych wolontariuszy, którzy swoim zaangażowaniem i energią mogliby podzielić się z wieloma osobami. Nierzadko były to świetnie wykształcone osoby, na co dzień wykonujące bardzo fajne zajęcia. Co je łączyło? Ochota do działania i zapał do pracy. Dlatego właśnie tak bardzo zależy mi na tym, żeby nie wrzucać do jednego worka wszystkich tłumaczy-wolontariuszy.

Dzisiejszy post to tylko pierwsza część, zachęcająca do dyskusji, bo odczarowanie wizerunku tłumaczy-wolontariuszy to jedno, ale ważne są także konkretne kryteria, pozwalające odróżnić wolontariat od wyzysku tłumacza, który zgadza się wykonać określoną pracę za wpis do CV. Biorąc pod uwagę, że wielu młodych tłumaczy spotyka się z takimi ofertami, warto sobie uświadomić kilka podstawowych zasad.  W części drugiej znajdziecie mini-poradnik dla wszystkich młodych tłumaczy, dotyczący wolontariatu, którego zdecydowanie nie możecie przegapić. Już teraz zapraszam!